wtorek, 31 marca 2015

Miś Detektyw na tropie niecodziennych zjawisk

Miś Detektyw nad Wisłą czyli znikające słońce i Marzanna

Tekst i fotografie:
Krzyś Dejtrowski, 8 lat


Pewnego razu Miś Detektyw wybrał się nad Wisłę. Tego dnia na niebie miało dziać się coś dziwnego. To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania...

Miś Detektyw przyłożył filtr przyciemniający do oka aby móc przyjrzeć się Słońcu i wtedy zobaczył...

... że ktoś odgryzł kawałek Słońca!

Po chwili pozostał tylko mały rogalik przypominający uśmiech... Miś Detektyw już miał wołać Krzysia na pomoc... 






















... kiedy Słońce zaczęło znów powiększać się...

... i powiększać. Aż odzyskało swój kształt.


A sprawcą całego zamieszania był Księżyc! On to ustawił się między Ziemią a Słońcem i je na trochę zasłonił.
Wracając Miś Detektyw napotkał Marzannę, która została wyrzucona na ostrogę, zamiast popłynąć do morza. Co to mogło oznaczać? Czyżby zima miała powrócić? Tego chyba nikt by nie chciał... no może oprócz jej samej.

  
A tak zaćmienie widział i uwiecznił na swym blogu tata Krzysia:

http://robertdejtrowski.blogspot.com/2015/04/sie-zacmio.html


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Krzyś Dejtrowski - pomysłodawca, autor fotografii i tekstu;


Miś Detektyw - główny bohater opowiadania;

---

Mama i Tata - pomoc w wyborze zdjęć i wstawieniu na blog oraz zdjęcie z Krzysiem


c.d.n.

4 komentarze:

  1. No dobra, przyznaję się, już i tak biednemu Księżycowi dosyć się przeze mnie dostało. Bo to było tak: składałem sobie rower i zostało mi trochę części. Słyszałem, że na Marsie mają niezłe wyprzedaże, to zbudowałem rakietę. Guzik prawda, nawet świeżego pieczywa nie mają, a wodę tylko w butelkach i w dodatku wyłącznie gazowaną. W drodze powrotnej porządnie zgłodniałem, bo leciałem długo, zapomniałem nawigacji międzyplanetarnej i pobłądziłem. Nagle patrzę, a tu jakiś wielki gorący pączek przede mną. No to podleciałem bliżej i chaps, chaps, chaps...
    To, że teraz za oknem mamy tak zimno, choć już kalendarzowa wiosna nastała, to oczywiście też moja wina, bo zanim się zorientowałem, że to nie pączek, a Słońce, to już go prawie nie było. Myślałem, że może nikt nie zauważy i przekręciłem Słoneczko tą nienaruszoną stroną w kierunku Ziemi, ale prawdę mówiąc, to tam już sama skórka została. Nie wiem co to będzie, jeśli Słońce nie potrafi się zregenerować jak dżdżownica. Oj :(
    Na razie Krzysiu nikomu nie mów. Zepsuła mi się wycieraczka w rakiecie, jak ją nareperuję, to polecę jeszcze raz, wezmę mąkę i drożdże, może coś się da zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałem, że nad Wisłą są piraci. Na wszelki wypadek, na razie nie będę tam chodził;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A biednej Marzence, trzeba było pomóc przeczołgać się przez te kamienie. Polarnym misiom jej obecność sprawiłaby na pewno dużo więcej radości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzyś nie mogłam się już doczekać na twoje opowiadanie jak zawsze chylę czoła super zdjęcia i cała reszta a co do tej marzanny mam nadzieję że zima nie wróci chociaż u mnie dziś śnieżek popadał trochę .:)

    OdpowiedzUsuń